OPOWIEŚCI RODZINNE – warsztaty opowiadania dla dzieci

W 2016 roku „Grupa Studnia O.” zrealizowała cykl warsztatów i spotkań z opowieściami – „Opowieści naszych przodków. Między historią a baśnią” (projekt wspierany przez M.St.Warszawę). Zapraszam do przeczytania tekstu podsumowującego ścieżkę pracy Beaty Frankowskiej „Cztery strony czasu”, zainspirowaną książką i ilustracjami Iwony Chmielewskiej.

BEATA FRANKOWSKA

IMG_4460

Czy dzisiaj w rodzinach opowiada się jeszcze historie przodków: dziadków, pradziadków, prapradziadków? Czy dzieci wiedzą, kto był przed nimi, skąd się wzięły w tym a nie innym miejscu na ziemi? Jak Wielka Historia jest obecna w rodzinnej pamięci? I co dzieci z tego rozumieją? I czy wyobraźnia i baśń mogą się tu na coś przydać?

Do projektu „Opowieści naszych przodków. Między historią a baśnią” zaprosiłam jedną z klas pierwszych ze Społecznej Szkoły Podstawowej nr 4 im. Władysława Grabskiego w Warszawie. Od początku projekt był pomyślany jako zintegrowane działanie dwutorowe: tworzeniu ustnej wersji opowieści rodzinnych towarzyszyła ścieżka plastyczna, prowadzona przez artystkę Czarli Bajkę, stanowiąca wizualne dopełnienie opowiadanych historii.
Punktem wyjścia warsztatów opowiadania jest zawsze opowieść, spektakl, który stanowi inspirację, zaproszenie do myślenia narracją i obrazami. Tak było i tym razem.

„Cztery strony czasu”

b_plakat.muzeum etnograficzne3

Nasze spotkania rozpoczęliśmy w Muzeum dla Dzieci w Państwowym Muzeum Etnograficznym od spektaklu „Cztery strony czasu”, na podstawie książki obrazowej Iwony Chmielewskiej. To historia miasta, dziejąca się na przestrzeni 500 lat, rozpisana na obrazy.

Wyobraźmy sobie miasto, którego sercem jest rynek, sercem rynku jest ratusz, a sercem ratusza – zegar, który pokazuje czas na cztery strony świata. Wyobraźmy sobie cztery okna w kamienicach stojących w czterech stronach rynku, wychodzące na wprost każdej z tarcz zegara. Zaglądamy do każdego z tych okien co sto lat, o innej porze dnia i roku. W ten sposób stajemy się mimowolnymi świadkami teatru życia, którego aktorami są mieszkańcy miasta.

DSCF9284

Podpatrujemy mieszkańców miasta w ich codzienności: małe historie dzieją się w kuchni, w pracowni, pokoju dziecięcym i salonie. Jesteśmy świadkami rodzinnych dramatów i radości, doświadczamy przemijania i jednocześnie długiego trwania. Jest to również opowieść wielokulturowa, pokazująca współistnienie losów polskich, żydowskich i niemieckich.

Strukturę narracyjną i obrazy zaczerpnięte z książki Iwony Chmielewskiej wypełniamy historiami skądinąd: baśniami braci Grimm, H. CH. Andersena, I.B. Singera, dbając o prawdopodobieństwo opowiadanych historii w takim a nie innym czasie i w takiej a nie innej przestrzeni. Soczystości dodają pieśni, przyśpiewki i muzyka grana na żywo, która wędruje z nami przez czas.

DSCF9313

Warsztaty dla rodzin

Bezpośrednio po spektaklu zapraszamy dzieci i rodziców na krótkie warsztaty. To niezbędny etap zbierania opowieści rodzinnych. Małe dzieci na ogół nie znają swoich historii rodzinnych. Trzeba stworzyć sytuację, w której rodzice lub dziadkowie będą mogli te historie przywołać, przypomnieć sobie i opowiedzieć swoim dzieciom czy wnukom.

W wywoływaniu opowieści wykorzystujemy strukturę narracyjną, zaczerpniętą z książki Iwony Chmielewskiej i spektaklu „Cztery strony czasu”, służącą do uporządkowania rodzinnej pamięci:

przestrzeń kuchni ewokuje pamięć smaków i zapachów, potraw i i przetworów przekazywanych w rodzinie z pokolenia na pokolenia, w rytmie świąt, w cyklu roku;

przestrzeń pracowni wypełni się narzędziami, technologiami, przedmiotami używanymi przez naszych dziadków i pradziadków;

przestrzeń pokoju dziecięcego przywoła pamięć starych zabaw i zabawek, a także dziecięcych opowieści, piosenek-kołysanek;

przestrzeń pokoju dorosłych przywoła opowieści o rozstaniach i powrotach, o miłości i śmierci, o wojnie i czekaniu, a także swoiste rodzinne formy celebrowania świąt i dnia codziennego.

DSCF9347

Rodzice i dziadkowie wraz z dziećmi wstępnie dokonują wyboru historii, opowiadają je sobie najpierw w rodzinnych podgrupach, następnie wspólnie wymyślają tytuł, który będzie pełnił funkcję opowieści w pigułce: „O tym, jak….”. Na forum dzieci prezentują tytuły wybranych historii. Zachęcamy do tego, by tytuły były barwne, by budziły pragnienie słuchania, „co było dalej”.

Oto przykładowe tytuły powstających opowieści:

– O tym, jak prababcia Filomena zupę z rybich głów gotowała (KUCHNIA)

– O tym, jak prababcia Czesia szyła torebki w kąciku swojego mieszkania (SALON)

– O tym, jak dziadek Andrzej małą Madzię w czasie kołysania w wózku zgubił (POKÓJ DZIECIĘCY)

– O tym, jak prababcia Małgorzata poślubiła pradziadka Walentego pod groźbą pistoletu (SALON).

Każda z rodzinnych grup dostaje kartę pracy do wypełnienia, z następującymi kategoriami: tytuł, bohaterowie opowieści (w tym zwierzęta), czas i miejsce opowieści, ważne przedmioty, krótkie streszczenie. Ważne, by rodzice nie spisywali pełnej wersji historii swoim językiem, ponieważ istnieje wtedy ryzyko, że dzieci będą próbowały nauczyć się tych wersji na pamięć, a nie o to w tym projekcie chodzi. Dążymy do tego, by każda z rodzinnych grup wypracowała cztery propozycje opowieści, po jednej z kuchni, pracowni, pokoju dziecięcego i pokoju dorosłych. Nie zawsze jest to jednak możliwe od razu. Traktujemy to spotkanie jako wstępną fazę, bank pomysłów, rodzinną burzę mózgów. Potem, w trakcie trwania warsztatów, te wstępne pomysły mogą ewoluować: jakaś historia nie rozwinie się i wypadnie, a na jej miejsce pojawi się nowa.

IMG_4528

Oto przykład jednej z kart (opowieści rodzinne Aleksa):

KUCHNIA

„Jak prababcia Ania dokarmiała jeńców w obozie i poznała dziadka Stefana”

Bohater: prababcia Ania jako młoda dziewczyna

Miejsce: Mechowo, Pomorze Zachodnie, dworek niemiecki gospodarzy

Czas: II wojna światowa

Opis: Polska służąca Ania po kryjomu gotuje jedzenie dla jeńców w pobliskim obozie i zanosi je im nocą. Tak poznaje swojego przyszłego męża, dziadka Stefana.

PRACOWNIA

„O tym, jak pradziadek Lutek wykuwając ozdobną klamkę, płoszył stukaniem gołębie”

Bohater: pradziadek Lutek

Miejsce: pracownia kowalska we Włochach

Czas: lata pięćdziesiąte XX wieku

Opis: Pradziadek Lutek wykuwa ozdobną klamkę w warsztacie, nad którym hoduje gołębie.

POKÓJ DZIECIĘCY

„O tym, jak garnitur wujka uratował Józkowi życie”

a bea7

Bohater: dziadek Józek

Miejsce: wieś Dąbrowa, droga do Ostrowii Mazowieckiej

Czas: II wojna światowa

Opis: Mały Józek szykuje się do szkoły. Zakłada garnitur po wujku, którego zabili Niemcy. Po drodze zatrzymuje go radzieckie patrol i chce go rozstrzelać jako szpiega. Józek tłumaczy, że idzie do szkoły. Na pytanie czemu ma taki duży garnitur, opowiada o wujku, którego zabili Niemcy. Jest puszczony wolno.

SALON

O tym, jak mała Marysia wróciła do Polski z dalekiej Syberii”

Bohaterowie: pięciu braci z rodzinami, prababcia Marysia jako mała dziewczynka

Miejsce: Symbirsk w Rosji

Czas: 1918

Opis: Rodzina została zesłana w 1864 roku na Syberię za udział w powstaniu styczniowym. Od lat mieszka w Rosji. Polska odzyskuje niepodległość w 1918 roku i pięciu braci z rodzinami zastanawia się, czy wrócić do Polski. Tylko jeden z nich ze swoją żoną i córeczką Marysią decydują się na powrót.

***

Podczas pierwszego spotkania wyjaśniamy również, na czym będzie polegać praca nad wizualizacją historii, czyli tworzeniem tak zwanych pudełek pamięci, z postaciami-wycinankami z rodzinnego teatru. Prosimy o przesyłanie (drogą elektroniczną) pamiątkowych zdjęć i wszystkich dostępnych wizualnych form rodzinnej pamięci. Potrzebujemy dramatis personae do naszego papierowego teatru rodzinnego: bohaterów, przedmioty, widoki za oknem. Wiele zależy od tego, jaki moment naszej historii chcemy zobrazować, nadać mu kształt, złapać czas na gorącym uczynku.

Warsztaty z dziećmi

Przystępujemy do warsztatów opowiadania z dziećmi. Skoro chcemy uczyć dzieci opowiadania własnych historii, warto zacząć od opowiedzenia opowieści tradycyjnej, nad którą potem będziemy pracować wspólnie jako ramą narracyjną dla naszych małych historii. Od opowieści tradycyjnej można się wiele nauczyć: jak budować strukturę historii, dlaczego powtórzenia są ważne, jaka jest funkcja refrenów, jak zbudować dobre zakończenie.

Opowieść ramowa

Zaczynamy od opowieści kuchennej o pewnej rodzinie, która w każdą niedzielę jeździła do babci na wieś na pyszny rodzinny obiad. Wszyscy kochali zwłaszcza zupę babci – ach, ten jej smak i zapach, wyjątkowy! Pewnego razu tata z mamą postanowili, że sami zrobią taką samą zupę u siebie w domu. Mama poszła do sklepu, kupiła potrzebne produkty, poszatkowała warzywa, nalała wody z kranu do garnka, postawiła garnek na kuchence gazowej,, wrzuciła produkty, dosypała przyprawy i zupa zaczęła się gotować. Kiedy była gotowa, wszyscy usiedli do stołu i zaczęli próbować. „Czy taka sama?” – zapytała mama. „Pyszna – odparli wszyscy – ale nie taka sama!” Na czym więc polega różnica? Rodzice dzwonią do babci, a ona im uświadamia, że warzywa, które pływają w jej zupie, pochodzą z własnego ogródka, że woda jest ze studni, a w kuchni pali żywym ogniem. Rodzice próbują sprostać tym wszystkim wymogom, ale za każdym razem zupa, choć pyszna, ciągle „nie jest taka sama”. Na końcu babcia mówi: „Zapomniałam o najważniejszej przyprawie – to moja miłość do Was! To ona jest nie do podrobienia! I widok z okna, na który patrzę, gdy gotuję zupę dla Was, i zapach powietrza, które wlatuje z pola przez lufcik. Ale mam proste rozwiązanie: zapraszam na zupę do mnie…”

Tę opowieść usłyszałam wiele lat temu od pewnego szwajcarskiego opowiadacza, którego nazwiska już nie pamiętam, ale jego opowieść ze mną została. Pamiętam, jak wtedy wszyscy chóralnie odpowiadaliśmy na powtarzające się pytanie: Taka sama?” – „Nie taka sama!”

Ten powtarzalny motyw wykorzystałam w naszej wspólnej opowieści, rozpisanej na dziecięce głosy. Dodaliśmy do tego pioseneczkę o szatkowaniu warzyw: „Marcheweczka ciach ciach ciach, pietruszeczka ciach ciach ciach… itp.”, która okazała się naszym kuchennym hitem. Stworzyliśmy kuchenną orkiestrę: każdy z uczestników warsztatów miał swoją drewnianą łyżkę lub inny przedmiot z kuchennych akcesoriów, którymi wybijaliśmy wspólny prosty rytm. Tej opowieści uczyliśmy się przez wspólne powtarzanie. Od niej rozpoczynaliśmy każde warsztaty. To była trampolina, od której mogliśmy się odbić i poszybować w stronę własnej małej opowieści.

Historia rodzinna

Nie każda historia ma potencjał, by rozwinąć się w opowiadanie. Tak było i tym razem. Niektóre dziecięce historie kończyły się po jednym, dwóch zdaniach, były raczej opisem, przytoczeniem. Każdej z historii zadawaliśmy pytania, próbując tchnąć w nią życie, odkryć w niej żywe ziarenko, coś, co obudzi naszą ciekawość. Ważne, by za historią stało jakieś wydarzenie: coś się wydarzyło, miało potencjał zmiany, przygody, owego „nagle”, tak ważnego w opowiadaniu historii. Pracowaliśmy nad takim wewnętrznym dramatyzmem i napięciem opowiadanych historii. Dla mnie było ważne, by opowieść była żywa, rosła w czasie, rozwijała się, nie przekraczając granic prawdopodobieństwa. Zadawaliśmy pytania o sens danej historii, dlaczego się ją w rodzinie opowiada, jakie towarzyszą temu komentarze, co w niej śmieszy, co wzrusza, co sprawiło, że zapadła nam w pamięć.

Opowieści kuchenne

14

Ważne jest słuchanie siebie nawzajem. Pod koniec każdego warsztatu szukaliśmy nici powiązań między naszymi historiami. Ostatecznie (prawie) każdy pracował nad dwiema historiami. Pierwsza dotyczyła wątku opowieści kuchennych – ta przestrzeń i ten temat okazały się najbardziej obfitujące w dobre historie; dlatego to od nich warto zacząć pracę nad opowieściami rodzinnymi. Staraliśmy się, by opowieści się nie powtarzały, lecz wchodziły ze sobą w interakcje, oświetlały się nawzajem. Ostatecznie wyklarowała nam się przejrzysta struktura: dzieci opowiadały w parach na podobny temat, odpowiadając sobie historią na historię. To była żywa sytuacja dialogu, wymiany, swoistego małego agonu, a nie samotnego odklepywania swojego kawałka. Trzeba było wymyślić, jak odnieść się do opowieści tego, który opowiadał przede mną. Naturalną trampoliną były też pytania, które zadawałam. Na tym etapie pracy z historią wymyślaliśmy śmieszne, krótkie tytuły – rodzaj hasła wywoławczego, które na czas trwania opowieści stawało się przydomkiem małego opowiadacza.

I tak opowieści kuchenne ułożyły się nam w sześć „agonów” – cykli:

opowieści wigilijne (Adama „Rybia głowa” versus Karolina „Śledzie korzenne”)

– opowieści czasu karnawału, czyli kto zje więcej (Wiktor „Pempuch” versus Jędrek „Pączek”)

– opowieści czasu biedy i wojny (Marusia „Prażuch” versus Aleks „Obóz jeniecki”)

– opowieści o dawnych technologiach (Maja „Makutra” versus Małgosia „Beczka kapusty”)

– niebezpieczne przygody w kuchni (Grześ „Spalone ziemniaki” versus Franek „Trufle”)

– nauki babć nie poszły w las (Adaś „Piernik” versus Kasia „Ciastka z wiśniami”).

Tę naturalną strukturę narracyjną wykorzystaliśmy podczas finałowego wydarzenia w Muzeum dla Dzieci.

Wykorzystaliśmy też pamiątkowe przedmioty, które były świadkami opowiadanych historii: np. w opowieści Adasia „ O tym, jak babcia Halinka nauczyła mnie piec piernik” ważną rolę odgrywał moździerz, w którym ubijało się przyprawy: pieprz, cynamon, goździki, kardamon; w opowieści Mai o „trzeszczącym cieście” główną bohaterką okazała się tradycyjna makutra, w której prababcia Iza robiła paschę na Wielkanoc, a jej synek, dziadek Tomek, z takim zaangażowaniem mieszał ciasto, że ciasto zaczęło „trzeszczeć” od naderwanych drobin z dna glinianego garnka…

Z kolei opowieść Małgosi „O tym, jak babcia Henia robiła kapustę kwaszoną, a dzieci ubijały ją beczce nogami” zrobiliśmy na rytmie wybijanym stopami przez wszystkich uczestników wydarzenia.

16

Opowieści kuchenne to oczywiście przepisy, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Oto jeden z nich:

Przepis babci Stasi na wigilijną kaszę ze śliwkami (z opowieści Nikoli)

Składniki:

  • Szklanka kaszy jaglanej
  • * 2 szklanki wody
  • Szczypta soli
  • 40 dag śliwek suszonych
  • 2 łyżki miodu

Kaszę trzeba porządnie wypłukać pod bieżącą wodą, wsypać so osolonego wrzątku i gotować na bardzo małym ogniu pod przykryciem. Pod koniec gotowania wrzucić przekrojone na poł śliwki, dodać miód. Podawać na ciepło.

Wśród przepisów znalazły się również opisy dawnych technologii, jak np.

„Rodzinne kwaszenie kapusty” (z opowieści Małgosi):

  1. Dziadek kupuje kapustę na targu (30 główek kapusty)
  2. Babcia przynosi szatkownicę, beczkę, kij.
  3. Babcia oczyszcza kapustę, kroi na połowę i wykrawa głąby.
  4. Dziadek szatkuje kawałki kapusty do beczki.
  5. Wszyscy dodają przyprawy: koper, sól, liście laurowe, ziarna pieprzu, ziele angielskie.
  6. Trzeba też dodać startą na tarce marchewkę.
  7. Dziadek miesza wszystko w beczce.
  8. Dzieci, te najmniejsze, myją dokładnie nogi i wchodzą do beczki. Ubijają kapustę, aż puści sok. Warstwa po warstwie.
  9. Gdy beczka jest już pełna, kapusty stoi w kuchni przez 10 dni, ale nie przy piecu.
  10. Raz dziennie długim kijem (np. od starej miotły) ktoś kłuje kapustę, aby weszło do niej trochę powietrza, a wyszły gazy. Kapusta fermentuje – kisi się.
  11. Dziadek przyciska kapustę deskami i kładzie na nie duży kamień.
  12. Potem wynosi ją do piwnicy, przykrywa delikatnym materiałem.
  13. Kapustę można od tego czasu jeść na surowo i gotować bigos, pierogi.

 Opowieści o przodkach

3

Praca nad opowieścią zajmuje dużo czasu. Wymaga cierpliwości, powtarzania i niezniechęcania się. To oznaczało, ze trzeba było ograniczyć wstępne założenia. Nie było sensu, żeby każde dziecko pracowało nad czterema historiami, nie mówiąc już o czterech „pudełkach pamięci”. Trzeba było dokonać wyboru. Zastanawialiśmy się nad tym wspólnie. Która z zaproponowanych historii jest najciekawsza? I przede wszystkim: z którą najbardziej chcę pracować, opowiedzieć ją publicznie, nadać jej wizualną formę? Ostatecznie niektóre dzieci opowiadały trzy historie, inne tylko jedną. To zależy od wielu czynników: od współpracy z rodzicami, nie wszystkie dzieci chcą samodzielnie występować publicznie, wolą działania wspólne – warto to uszanować, nic na siłę. Ważnym wątkiem okazały się historie wojenne – wojennej tułaczki, cudownych ocaleń, wypędzeń i powrotów. Bardzo było dla mnie ciekawe, co dzieci rozumieją z tej Wielkiej Historii, obecnej w rodzinnej pamięci. Cenne były zwłaszcza te opowieści, które opowiadały Wielką Historię z perspektywy dzieci, którymi byli wtedy dziadkowie lub pradziadkowie uczestników warsztatów.

Tym razem również pojawiły się ważne przedmioty: akcesoria krawieckie po babci (szpulka nici, igła, naparstek, miara krawiecka), żołnierzyki (kowboje, Indianie) odziedziczone po tacie, śmieszny jajecznik po babci.

Również i teraz szukaliśmy połączeń między historiami, grupowaliśmy je tematycznie. Ostatecznie powstało siedem cykli – agonów, które zaprezentowaliśmy podczas finałowego wydarzenia:

Skąd się tu wziąłem ( Aleks „Marysia powraca z Syberii”)

– Wojenna zawierucha (Marysia „Dziadek na koniu”, Kasia „Wojenna komunia”, Nikola „Dobry Niemiec i pomarańcze”)

– Cudowne ocalenia (Franek „Jak koniak ocalił życie mojej rodzinie” versus Aleks „jak garnitur uratował Józkowi życie”)

– Opowieści z dreszczykiem (Maja „Płonąca choinka” versus Małgosia „Ślub pod groźbą pistoletu”)

– Opowieści krawcowych (Wiktor „Suknia ślubna” versus Kacper „Pokłute palce”, Karolina „Torebki”)

– Dawne zabawki (Tomek „Pudełko na strychu” versus Adaś „Żołnierzyki taty”)

– Opowieści do usypiania (Jędrek „Wózek dziecięcy” versus Adam „Taniec na stole”).

Pudełko pamięci

2

Niezwykle ciekawym dopełnieniem warsztatów opowiadania, ich integralną częścią było tworzenie wizualnej formy opowieści. Prace plastyczne wymagają niespiesznego czasu. Dlatego pracowałyśmy z Czarli Bajką naprzemiennie. Zaczynałyśmy zawsze od pracy nad ustną wersją historii – wtedy okazywało się, co będzie nam potrzebne do stworzenia jej wizualnej formy. Część materiałów dostałyśmy od rodziców w postaci zeskanowanych zdjęć. Ale to nie wystarczy, by zbudować cały świat zamknięty w małej przestrzeni. Punktem wyjścia były puste, tekturowe pudełka „bez dachu”. To była nasza przestrzeń – kuchni lub innego wybranego pokoju (dziecięcego, salonu, pracowni), którą należało ożywić. Czarli Bajka wykonała niezwykle czasochłonną i jednocześnie bardzo twórczą pracę wstępną: na podstawie opowieści dzieci przygotowała dla każdego osobną kartę pracy – z elementami, które mogłyby posłużyć dla zobrazowania historii. Wszyscy dostali też wzory okien, drzwi, podłóg, dywanów, mebli itp., z których mogli korzystać, wypełniając przestrzeń swojego pudełka. Praca polegała więc na wyborze, wycięciu odpowiednich elementów, odpowiednim ich pokolorowaniu i ustawieniu w przestrzeni pudełka. Czarli zachęcała również dzieci do samodzielnej twórczości – rysowania wizerunków swych babć i dziadków czy innych elementów opowieści. Papierowa scenografia, wraz z bohaterami historii, była potem przyklejana na różne sposoby. Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się przestrzenie graniczne, czyli okna i drzwi, na wpół otwarte, z wychylającymi się postaciami, zatrzymanymi w pół kroku. I to, co było widać z okna: ogród, las, samochód… Bardzo ciekawa była również próba połączenia ustnej opowieści z jej wizualną formą – na przykład poprzez ruchome animacje, wykorzystujące technikę rozkładanej, przestrzennej książki. Pogrupowane odpowiednio pudełka stanowiły scenografię finałowego wydarzenia. Wraz z kolejnymi opowiadaczami wędrowały w centralne miejsce sceny, stając się integralną częścią spektaklu opowieści.

Wydarzenie finałowe

fina819

Dobrze, gdy warsztaty opowiadania kończą się uroczystym zwieńczeniem – sytuacją publicznego spotkania. Rodzice i dziadkowie będą mogli usłyszeć i zobaczyć historie, których byli źródłem, ale które oderwały się od nich i poszybowały na skrzydłach dziecięcej wyobraźni i dziecięcego języka. Takie spotkanie ma charakter otwarty, publiczny, dlatego warto je organizować w lokalnej instytucji kultury.

Ostateczny scenariusz klaruje się do samego końca, , przy zachowaniu do końca elastyczności, ponieważ jakieś dzieci mogą nagle „wypaść” z różnych, losowych powodów. Dlatego staram się, żeby wszystkie dzieci znały opowieści ramowe, które opowiadamy wspólnie, tak by w ostatniej chwili mogły siebie zastąpić bez niepotrzebnego napięcia.

Ważne jest ustawienie przestrzeni – dospołeczne, w półkręgu, łagodnie zacierające granicę między widownią i sceną. Jeśli to możliwe, warto zaprosić muzyków i zrobić z nimi i dziećmi wstępną próbę, tak aby muzyka nie rozpraszała małych opowiadaczy, tylko pomagała im wejść w rytm swojej historii.

DSCF9356

Nigdy nie zostawiam małych opowiadaczy samych – prowadzę spotkanie, zapraszając kolejne osoby, zadając im pomocnicze pytania, pozostając z nimi w kontakcie. Wtedy nie musimy się martwić, że ktoś „zapomni swoją kwestię”. Jeśli zapomni, to sobie przypomni, bo przecież nie ma wyuczonej kwestii na pamięć, mówi własnymi słowami. Tak, to prawda, czasem brzmi to trochę szorstko, czasem narracja jest rwana, czasem nauczyciele się dziwią: nie lepiej nauczyć się na pamięć, żeby było ładniej i płynniej? Moim zdaniem – nie. To, co jest najcenniejsze w sztuce opowiadania, to właśnie to, że opowieść naprawdę powstaje w momencie opowiadania. To trudna sztuka, nie tylko dla dzieci. Tym większa radość, gdy jakaś opowieść nie zostanie odbębniona, tylko naprawdę zostanie opowiedziana – choćby miała być bardzo króciutka.

Na początku dzieci wchodzą na scenę i przedstawiają się: Jestem synem, wnukiem, prawnukiem/córką, wnuczką, prawnuczką… i zajmują swoje miejsca. Punkt wyjścia zwykle jest taki, że dzieci znają imiona swoich dziadków, dalej już nie. Fajnie, żeby sobie uświadomiły, że za dziadkami ktoś jeszcze jest. Dlatego na warsztatach ustawiamy zwykle „żywe” drzewo genealogiczne dla wybranego dziecka, pokazując rozchodzące się konary rodzinnego drzewa – coraz dalej i dalej w przeszłość. Dobrze jest poczuć ten tłum bezimiennych postaci za swoimi plecami – jako wielkie wsparcie i zakorzenienie.

Narracyjną formą tego ćwiczenia jest opowiadanie opowieści z tradycji norweskiej „Siódmy ojcem w domu”. Pewien wędrowiec, bardzo znużony, szukał domu, w którym mógłby przenocować. Na swojej drodze spotyka dom, a przed nim mężczyznę rąbiącego drewna. „Dzień dobry, ojczulku – mówi wędrowiec. – Czy mógłbym u was przenocować?”. A wtedy ten odpowiada: „Ja nie jestem ojcem tego domu. Zapytaj mojego ojca, który pracuje w kuchni”.

8

Wędrowiec wchodzi do domu i w kuchni spotyka dużo starszego mężczyznę. On też nie jest ojcem tego domu i prosi: „Zapytaj mojego ojca, który siedzi przy stole w pokoju”. Sytuacja powtarza się siedem razy – za każdym razem wędrowiec spotyka coraz starszego „ojca” domu, który odsyła go do swojego ojca. Na końcu musi zajrzeć do rogu z prochami – tam mieszka siódmy przodek – prawdziwy ojciec tego domu. Wędrowiec, mimo lęku, oddaje mu szacunek i wtedy zostaje wspaniale ugoszczony – czekają na niego obfita uczta i wielkie łoże z miękkimi skórami reniferów. Dlatego warto się dowiedzieć, kto jest prawdziwym ojcem rodziny!

Tą historią kończymy nasze spotkanie. Dzieci opowiadają ją razem. Podoba im się ta historia. Jest trochę straszna i trochę śmieszna. Chichoczą a na końcu świergolą cieniutkimi głosami jak na prawdziwych przodków przystało.

Kasia razem ze swoją mamą przygotowały na poczęstunek ciasteczka z wiśniami, według przepisu babci Basi, która skrzętnie go zapisała w niebieskim zeszycie w kratkę. Dobrze jest poczuć smak i zapach opowieści, która jest żywa i trwa po dziś dzień!

Wybrane opowieści przodków

Na koniec przytoczymy kilka opowieści, które powstały podczas warsztatów. To ich wersja spisana, różni się więc od wersji ustnej, na którą składają się głos, intonacja, melodia, gesty, rytm. To zaledwie skrypt, partytura do twórczego rozwinięcia. Ale daje wyobrażenie, w jak ciekawy sposób możemy pracować z naszą rodzinną pamięcią.

Opowieść o makutrze i trzeszczącym cieście (opowieść Mai)

Dawno temu, tak dawno, że mój dziadek, który teraz czasem odbiera mnie ze szkoły, sam chodził do szkoły, chyba do szóstej klasy. Były ferie, a moja prababcia szykowała przysmaki na Święta Bożego Narodzenia. Między innymi szykowała takie ciasto, które nazywała paschą. Ciasto to zaczynało się robić od zwarzenia mieszanki mleka i śmietany. To zwarzenie polegało na podgrzaniu mleka, dodaniu śmietany i dalszym podgrzaniu, ale koniecznie bez gotowania. Powstawał wtedy rodzaj sera z mocnymi grudkami, który należało zamienić na jednolitą masę. Potem dodawało się inne składniki. W tych czasach nie było jeszcze mikserów, malakserów i tego rodzaju urządzeń. Wszystko trzeba było robić ręcznie. Do ucierania ciasta służyła gliniana misa zwana makutrą, w której drewnianym wałkiem rozcierało się to, co do niej było włożone, na przykład ser. Dziadek Tomek bardzo chciał pomagać w świątecznych przygotowaniach. Dostał więc za zadanie utarcie ciasta na paschę. Ochoczo zabrał się do pracy. Dziś dziadek już nie pamięta całego przepisu. Miał wtedy jakieś dziesięć lat. Pamięta tylko, że przy próbowaniu ciasto dziwnie trzeszczało w zębach. Prababci się to nie spodobało. Długo się zastanawiało, o co chodzi, skąd ten dziwny dźwięk, aż w końcu dokładnie obejrzała makutrę. Okazało się, że dziadek ucierał ciasto tak mocno, że nie tylko roztarł grudki sera, jajka, masło, ale obtarł też nieco gliny ze ścianek makutry. Niestety w tamte święta w domu mojej prababci i dziadka nie było paschy. Ale powstała opowieść, którą właśnie wam opowiedziałam.

O tym, jak babcia Basia znalazła w lesie trufle, które wcale truflami nie były (opowieść Franka)

To wydarzyło się w latach siedemdziesiątych. Moja mama był wtedy małą dziewczynką. Razem ze swoimi rodzicami, a moimi późniejszymi dziadkami: babcią Basią i dziadkiem Januszem, jeździli na Mazury, zawsze w to samo miejsce. Razem łowili ryby, okonie, i chodzili do lasu na grzyby. Na wszelki wypadek z atlasem, bo nie wszystkie grzyby znali, o niektórych tylko słyszeli z opowiadań. I pewnego razu znaleźli takie grzyby, które wyglądały jak tajemnicze białe kule. I pomyśleli, że to pewnie trufle. Gdy wrócili do domu, babcia Basia schowała torbę z grzybami za piecem, żeby rano zapytać gospodynię, co to za gatunek. W nocy grzyby zaczęły dziwnie pachnieć. Wszyscy obudzili się z bólem głowy. Rano okazało się że to wcale nie były trufle, tylko wielkie muchomory sromotnikowe! Na szczęście nie zdążyli ich zjeść !

O tym, jak praprababcia Rufa, tańcząc na stole, wnuczkę swą usypiała (opowieść Adama)

Kiedy moja babcia Lucynka była małą dziewczynką, przyjeżdżała na wakacje do swojej babci Rufiny i dziadka Józefa. Dziadek Józef był bardzo skrupulatny i dokładny: jadł zawsze o stałych godzinach i spał w szlafmycy. Za to babcia Rufa była bardzo wesoła i miała tysiąc pomysłów na minutę. Którejś nocy, kiedy mała Lucynka nie mogła zasnąć, babcia Rufa wpadła na świetny pomysł. Poszły obie do kuchni, wlazły sobie na stół i tańcowały na nim w nocnych koszulach. Trzeba było widzieć minę dziadka Józefa, jak to zobaczył! Aż mu się szlafmyca na ucho zsunęła!

O tym, jak koniak uratował mojej rodzinie życie (opowieść Franka)

Ta historia wydarzyła się w czasie wojny, zaraz po powstaniu w Warszawie. Moja prababcia, razem ze swoimi dziećmi, moją babcią Basią i jej bratem Markiem, i razem z innymi ludźmi szli do obozu w Pruszkowie. Moja prababcia była osobą bardzo przezorną i zaradną. Miała przy sobie ukryte resztki złota i butelkę koniaku, który jakimś cudem ocalał. Szli w jedenaście osób. A potem wsadzili ich do bydlęcych wagonów bez dachów i gdzieś powieźli. Nie wiedzieli, dokąd jadą, wszyscy się bali, warunki były straszne. Na stacji w Skarżysku Kamiennej pociąg się zatrzymał. Wtedy prababcia pokazała niemieckiemu strażnikowi koniak i coś z nim zagadała, bo umiała po niemiecku. Wtedy on wziął butelkę i się odwrócił. I cała rodzina pod wagonami uciekła na drugą stronę torów. Tam byli polscy kolejarze, którzy się nimi zaopiekowali, pomogli przedostać się dalej i schować. Do końca wojny prababcia z dziećmi przeżyła w okolicach Skarżyska, a potem wszyscy wrócili do spalonej Warszawy.

11

Harmonogram projektu (Warszawa, 2016)

8 maja – spektakl „Cztery strony czasu” i warsztat dla rodziców i dzieci w Muzeum dla Dzieci Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie

Opowieści: Beata Frankowska; wizualizacje: Czarli Bajka; muzyka: Robert Lipka, Olena Yeremenko

Maj-czerwiec – warsztaty na terenie szkoły i muzeum (w sumie pięć warsztatów po 2,5 godziny plus 2-godzinna próba generalna w muzeum)

12 czerwca – spektakl finałowy z udziałem dzieci „Cztery strony czasu. Opowieści rodzinne” w Muzeum dla Dzieci Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie

Prowadzenie opowieści: Beata Frankowska; wizualizacje: Czarli Bajka; muzyka: Robert Lipka, Olena Yeremenko

Za współpracę przy realizacji projektu dziękuję bardzo pani Izabeli Joźwiak, wychowawczyni klasy pierwszej ze Społecznej Szkoły Podstawowej nr 4 im. Władysława Grabskiego w Warszawie.

Projekt zrealizowany dzięki wsparciu Miasta Stołecznego Warszawy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Edukacja/Animacja kultury, Wydarzenia, Warsztaty. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.