HODŻA NASREDDIN W WARSZAWIE

To był maj, pachniała Saska Kępa... A ja szedłem Nowym Światem, gdy na wysokości kawiarni u Bliklego usłyszałem TEN DŹWIĘK.
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Jego źródłem była gitara w rękach pociesznego dziadka, który na rogu Chmielnej  z wielkim zapałem uderzał miarowo kciukiem w jedną strunę. Grając, szczerzył w uśmiechu swój jedyny ząb w górnej szczęce i emanował beztroską radością:
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Zawsze lubiłem ulicznych szaleńców. Z czasów dzieciństwa pamiętam dobrze Jasia Żołnierza – dziadka z kozią bródką, który przemierzał centrum Warszawy w wojskowym rynsztunku i psioczył ile wlezie na komunę, wywołując uśmiechy przechodniów, z których wielu myślało to samo, ale nie miało ani czasu ani odwagi, by o tym opowiadać. Pamiętam babcię, która w stroju kierowniczki ruchu drogowego, dzierżąc w ręku milicyjny lizak, pilnowała porządku na Nowym Świecie. Oczywiście żaden kierowca nie reagował na jej komendy, ale kto tam wie, czyim ruchem ona kierowała? Ostatnio często widywałem Czarnego Piotrusia, który w nierozłącznym czarnym kapeluszu na głowie, stawiając wielkie susy pędził pasażem ulicy Foksal, mrucząc coś pod nosem. Chociaż pewnie go już nie spotkam, bo gdzieś mi się obiło o uszy, że powędrował już na tamten świat.
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Lubię miejskich szaleńców, bo są jak znaki zapytania. Oni są dla mnie jak krzywe zwierciadła rozbrajające wszystkich wokół siebie z powagi i ważności. Stawiają świat na opak. Król staje się żebrakiem a żebrak królem. Profesor to głupek a szaleniec wchodzi w rolę mędrca.

A kim teraz jestem ja?
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Chciałem wrzucić dziadkowi do kapelusza dwa złote, ale zorientowałem się, że przecież nie ma żadnego kapelusza ani czapki. Dziadek nie żebrał. Grał dla przyjemności. Prawdziwy wariat!
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Skręciłem w Chmielną.  Zatrzymałem się dopiero przy straganie z książkami. Antykwariusz powoli zwijał swój interes. Przeglądałem stare książki, nie szukając niczego konkretnego. Aż moje spojrzenie przyciągnął dobrze znany tytuł: Przygody niezrównanego Hodży Nasreddina. I wtedy doznałem olśnienia!
– Przecież ten dziadek… Ten dziadek przypomina… Zupełnie jak… przypomniała mi się anegdota… To było tak!

…Pewnego razu Hodża Nasreddin dostał w prezencie gitarę. Od razu z wielkim zapałem zabrał się do nauki gry. Ćwiczył przez cały dzień i noc, po czym oznajmił żonie:
– Wieczorem zaprosimy do nas gości a ja zagram dla nich gitarowy koncert!

Kiedy goście posilili się baklawą i herbatą, Hodża usiadł przed nimi na drewnianym stołeczku, wziął gitarę i zaczął grać. Wyprostowanym kciukiem uderzał w pustą strunę, wydając monotonny dźwięk:
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Goście słuchali z zainteresowaniem, czekając na rozwój wydarzeń. A Hodża grał:
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Goście zaczęli spoglądać po sobie z pewną konsternacją. A Hodża grał:
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Po jakimś czasie jeden ze słuchaczy nie wytrzymał i zawołał:
– Hodża, ale przecież prawdziwi muzycy zmieniają akordy! Przebierają palcami po gryfie!
– BO ONI SZUKAJĄ, A JA JUŻ ZNALAZŁEM! – odpowiedział Hodża i z wielką pasją grał dalej:
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

***

Zawróciłem. Poczułem, że muszę wrócić do dziadka i w jakiś sposób złożyć mu hołd.
Hodża Nasreddin objawił się na ulicach Warszawy! – czułem falę wzbierającej euforii. I niemal biegnąc, skierowałem się w stronę Nowego Światu. A moje buty wybijały rytm:
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Radosny uśmiech zgasł na moich ustach. Dziadka już nie było! Pomyślałem, że musiałby byś szybki jak Czarny Piotruś, by tak nagle stąd zniknąć. Wydawało mi się, że w powietrzu ciągle unosi się dźwięk jego gitary:

Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Rozczarowany ruszyłem z powrotem w stronę stacji metra. I nagle w oddali, gdzieś na wysokości kawiarni Karmello, zobaczyłem mężczyznę w turbanie i kolorowej szacie.
– Świat chyba zwariował! – zacząłem mówić sam do siebie. – Hodża Nasreddin w Warszawie! Hodża w Warszawie! Nasreddin w Warszawie! Naprawę Hodża!
Pobiegłem jego śladem.
Dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum dum!

Ciąg dalszy opowieści na 14. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Opowiadania „Ściegi pamięci” . 30 listopada, godz. 17.00. Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego.

HODŻA NASREDDIN W WARSZAWIE

Fot. Aleksandra Gronowska
Rys. http://www.zamek-krolewski.pl/?page=3878
Plakat. Czarli Bajka

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wydarzenia, Opowieści/do poczytania, Literatura i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.